Kategoria: Testy

Witam! Po lekkim ochłonięciu i dokładnym zapoznaniu się z Sidewinder'em postanowiłem w końcu przystąpić do jego recenzji. Słowem wstępu powiem, że to świetny wzmacniacz, który niczym nie ustępuje popularnym zagranicznym produkcjom. Ogrywając go po raz pierwszy, w Warszawie, u Bash'a byłem zszokowany tym, co ten head potrafi, dlatego postanowiłem trochę poczekać nim zacznę pisać poniższy wywód, w celu zagwarantowania jak największej obiektywności tej recenzji. O ile jestem w stanie już na Sajda spojrzeć bardziej na spokojnie, o tyle entuzjazm mi nie przeszedł, a wręcz przeciwnie, w miarę poznawania brzmienia i możliwości wzmacniacza jeszcze się zwiększył. Jednak chcę zaznaczyć, że nie piszę tego tekstu "niemiłosiernie podjarany sprzętem", a recenzja, którą mam Wam przyjemność przedstawić, jest owocem logicznego, obiektywnego i wręcz na chłodno przeprowadzonego rozumowania i wyciągania wniosków z obcowania z modelem Triple. Ale dość już czczego gadania, przejdźmy po tym przydługim wstępie do sedna sprawy.
Porządkowanie i szufladkowanie informacji jest interesującą cechą rodzaju ludzkiego. Dotyczy to wiedzy z każdej dziedziny. Weźmy np. kostki efektowe. Na własny użytek stworzyłem sobie następujący podział – przester, efekty przestrzenne i cholerawico. Efekty z kategorii pierwszej możemy ogólnie określić jako te, których boi się wyłączyć Jeff Hanneman, tych z drugiej kategorii za żadne skarby nie wyłączy Jan Borysewicz. Efektów z trzeciej kategorii natomiast jak ognia boi się włączyć ok. 90% gitarzystów i założę się o ulubione skarpetki, że wliczyć w to można obu wymienionych szefów.
Eventide ModFactor – nadesłany przez oficjalnego dystrybutora na Polske, firmę MusicToolz, jest drugim i jak dotąd, ostatnim z serii efektów z serii Stompbox lidera wysokiej półki produktów audio z Nowego Yorku. Koncernu Eventide nie muszę przedstawiać, choćby z uwagi na zasługi i osławione konstrukcje G.A.S-ujące miliony onanistów sprzętowych z całego świata. Tym bardziej, ponieważ zrobiłem to przy okazji poprzedniego efektu z serii – TimeFactora, do lektury którego zapraszam w ramach uzupełnienia. Wiele funkcji, głównie edycyjnych, w obu urządzeniach bowiem jest podobna.
Większość istniejących na rynku firm produkujących profesjonalny sprzęt muzyczny powstaje w wyniku działania pasjonatów owładniętych Ideą stworzenia czegoś wyjątkowego. Podobnie było ponad dwadzieścia lat temu z niemiecką firmą Sound Performance Lab. Ideą było tworzenie w pełni analogowych urządzeń studyjnych, łączących klasyczne brzmienie ze świeżym spojrzeniem na kwestie techniczne. Jednym z dzieci zrodzonych z tej idei jest testowany dziś preamp mikrofonowy Track One.
Rynek techniki muzycznej jest bardzo specyficznym rynkiem – jak gąbka chłonie wszelkie nowości technologiczne, żeby wspomnieć jedynie rewolucję technologii cyfrowej wciąż zaskakującą nas swoimi nowymi zastosowaniami, z drugiej jednak strony z niespotykanym na innych polach przywiązaniem trwa przy technologiach niemal już starożytnych :) Jednym z takich kultowych archaizmów jest fetysz bliski sercu każdego gitarzysty i sporej części realizatorów – zastosowanie w torze sygnałowym lamp elektronowych.

Pisząc ten wstęp mam niejako ułatwione zadanie… Bo któż z nas nie zna efektów z grupy Wah-Wah, pomimo niejasnej i tajemniczej historii ojcostwa, które roszczą sobie Brad Plunkett (legendarny inżynier VOX/Thomas Organ) i Del Casher (endorser Vox’a – zainteresowanych odsyłam do książki analog Man’s Guide To Vintage Effects), charakterystyczne i rozpoznawalne efekty z tej grupy idealnie wpasowały się w praktycznie każdy nurt muzyczny, od disco do śmierćmetalu. Ponadto któż nie zna efektów Mike Fullera, któremu przemysł zawdzięcza przełączniki 3PDT, w najbliższym czasie reinaugurację własnych chipów BBD (klony klasycznych 3207) których produkcję zakończono w 1999 roku skazując przemysł analogowych delay’ów, flangerów i chorusów na niechybną śmierć, czy też producenta własnych Induktorów, potencjometrów do efektów Wah-Wah. I najważniejsze, prezydenta Fulltone Musical Products Inc. – Jednego z pierwszych, obok Prescription Electronics, dziś zdecydowanie największego (zarówno pod względem obrotów, jaki i poważania) producentów analogowych efektów butikowych? Dziś na stół pod lupę bierzemy dwa efekty nadesłane przez Music Toolz - oficjalnego polskiego dystrybutora produktów kalifornijskiego producenta. Fulltone Clyde Standard i Deluxe Wah-Wah Pedal, zapraszam do lektury.
Są takie chwile w życiu każdego muzyka, kiedy musi przewartościować swoje dotychczasowe poglądy na kwestie sprzętu i brzmienia. Bywają to chwile bolesne, często cierpi nasze wypieszczone ego, ale wysiłek z reguły się opłaca – zdobywamy nowe doświadczenia i ćwiczymy nasze bezcenne uszy. Dla mnie taka chwila nadeszła jakieś trzy miesiące temu, kiedy po wielu latach ostentacyjnego ignorowania, zauważyłem i doceniłem brzmienie fuzzów.
W związku z powyższym dość szczęśliwym wydaje mi się fakt, że mnie właśnie zaproponowano testowanie trzech efektów tego typu ze stajni Fulltone. Marki przedstawiać nie trzeba chyba żadnemu gitarzyście, ale nadmienię, że jest to jedna z tych firm, które kojarzą się ze słowami „profesjonalizm”, „jakość” oraz „uchhhh”. To ostatnie pojawia się z reguły po doczytaniu przez nas ceny wybranego efektu. Przypadek dość częsty w przypadku zakupu sprzętu z najwyższej półki, a do takiej niewątpliwie firma Fulltone się zalicza. Czy więc warto wydawać niemałe pieniądze na testowane efekty? Odpowiedź na końcu testu!