Dzisiejszy wykład poświęcimy w całości wyrobom rodzimym. Oba pochodzą z Sopotu, z firmy Taurus. StompHead 4, czyli wzmacniacz w wersji podłogowej i Zebu - reverb/delay, oba z serii silver line.
Szczerze mówiąc nie bardzo wiem jak się do tego pisania zabrać. Napisać, że pieczołowicie i spójnie zaprojektowane obudowy? Że solidność, jakiej oczekuję od produktów z najwyższej półki? To widać na pierwszy rzut oka. Szczegółów konstrukcyjnych także nie będę jakoś specjalnie opisywał, bo i po co? Bez sensu udawać, że się na tym znam. Jako starego wygę, interesuje mnie brzmienie, to jak dane urządzenie pracuje w miksie, w zespole. A wierzcie mi, na tym polu STOMPHEAD i ZEBU przekroczyły moje najśmielsze oczekiwania.
Test: wykonany był w zasadzie dwukrotnie. Pierwszy raz, jeszcze w sklepie, na chwilę podłączyłem wzmacniacz do Mesa Boogie Horizontal i Gibsona SG Gothic Morte, nastrojonego w drop D. Po krótkim pokręceniu pomyślałem sobie „dobrze, że ma boosta, pewnie będzie cały czas włączony...“. Po dopaleniu STOMPHEADa Maxonem OD-808 uzyskałem brzmienie, na którym bez problemów grałbym covery Gojiry.
Cacy, pomyślałem, zabieram na próbę.
Ze mną wogóle jest taki problem: uwielbiam thrashowe brzmienia typu Testament, Exodus itp. Chyba po prostu jestem już starym metalowcem i zapominam, że gram do cholery zupełnie inne rzeczy! Ale wracając do wzmacniacza. Potrzebuję mobilnego rigu dla mojego drugiego zespołu – gram tam jakąś taką mieszankę sludge i postmetalu z grunge, w związku z tym najlepszym headem byłby Sunn Model T. Po pierwsze - 1700 $ przekracza moje możliwości, a po drugie, wspominałem że rig ma być mobilny?! Podłączam więc STOMPHEADa do moich paczek (Laney IRT 212 + 412), tor sygnałowy buduję bardzo klasycznie – żadnej pętli, tylko jeden po drugim efekty. Wah -> Zebu -> Line 6 M5 -> input pieca. Ten sam SG Gothic Morte tylko wystrojony do drop A, na strunach 0.13 – 0.72...
Uderzam w struny...
UDERZAM...!
JESZCZE RAZ!
To co się dzieje, powoduje szybsze bicie serca. Czuję dreszcze, podnoszą mi się na rękach włosy i dostaję gęsiej skórki. Kanał czysty bardzo ładny, klarowny. Prosi się o stratocastera. Crunch dla nisko nastrojonego Gibsona – I D E A L N Y. Tłusty, z dużą ilością ładnego basu, zwłaszcza w połączeniu z barytonowymi strunami. Wreszcie kanał lead, przywodzący na myśl kanał pomarańczowy w trzykanałowym Dual Rectifier. Lejący, ciężki, bardzo, bardzo fajny. W zespole też siedzi w zdumiewający sposób, słyszalny niczym JCM800, pozwalający na pełną kontrolę sprzężeń. Cud, miód, orzeszki. Otrzymałem wspaniałą, klasyczną, analogową konstrukcję, która w żaden sposób nie odbiega brzmieniowo od full lampowych wzmaków moich kolegów. Nie wiem, może to zasługa lampowego przedwzmacniacza i lampy w sekcji masteru, ocieplającej brzmienie końcówki mocy, fakt jest za to faktem – mam urządzenie, które pozwoli mi jechać na koncert z jednym pedalboardem i gitarą, bez targania ciężkiego heada czy szafy rackowej. Reszta zespołu czy techniczni mnie pokochają.
Tak się rozkręciłem, że zapomniałem o ZEBU zupełnie. A tu też jest o czym gadać, bo reverb i delay będące esencją tego urządzenia są tak... ciepłe i analogowe, jak tylko można sobie wymarzyć. A jest to cyfrowy efekt! Możliwość wysterowania odbicia w nieskończoność, wykręcenia reverbu w takim stopniu, jakbym stał na scenie w pustej hali Torwaru i mega profesjonalna, solidna i ultraestetycznie zaprojektowana obudowa. Naprawdę, zero kompleksów przy ludziach bawiących się Moogerfoogerem. Do tego nie zapominajmy o true bypassie. Żadnego cięcia sygnału po podpięciu efektu, nic!
Wniosek ostateczny: chcę oba i oba zostają. Będę generować sobie doom, sludge, post, grunge czy co tam mi się zachce w ciężkich rejestrach zagrać. Posłuchajcie francuskiego DIRGE. To jest mój niedościgniony wzór brzmieniowy i do tego wzorca się bardzo, bardzo zbliżyłem. Pamiętajcie tylko, żeby zaopatrzyć się w naprawdę długi kabel głośnikowy ;)
Łyżka dziegciu: I jedno i drugie urządzenie nie jest doskonałe. STOMPHEAD niestety nie chce współpracować z moimi 8-strunowymi Schecterami. Nie wymienię więc skrzyni z Eleven Rack i POD XT Pro na mniejszą, poręczniejszą konstrukcję w Obscure Sphinx i pozostają mi tam brzmienia cyfrowe. Jednak Licorea czy jakikolwiek projekt, gdzie używam 6-strunowych gitar, nawet w barytonowym stroju jest w pełni zabezpieczony.
ALE! Wieść z ostatniej chwili – w drodze jest już wersja Hi Gain i ponoć Panowie skoncentrowali się na takich debilach jak ja. Czyli wzmacniacz ma być niejako dedykowany do niskich strojów. Kochani sevenstringowcy, erg’owcy i inne typki eksperymentujące, Wasz admin pyta – cieszycie się?
ZEBU z kolei wyłącza się i już. A ja bym chciał strasznie, żeby zostawał ogon. Spillover czy trails – jak zwał tak zwał, wiadomo o co chodzi. I teraz zdradzę Wam ostateczną tajemnicę. Taurus już mi takiego ZEBU produkuje.
Lubię, cholera, tę firmę.
Skomentuj tekst na forum.