Warto posłuchać

Sevenstring.pl newsletter

Bądź na bieżąco!

Musikmesse 2011 -relacji część pierwsza

2 maj 2011 dodany przez Leon

Nasi stali czytelnicy wiedzą, że w ubiegłym roku heroiczna wyprawa hobbitów zakończyła się sukcesem. Po epickiej walce z materią rzeczywistości, waleczne maluchy dotarły do kresu swej wędrówki i... W tym roku damy im odpoczać :) Pogodziliśmy się z faktem, że w dziedzinie wielotomowych dzieł nie wygramy z Tolkienem, więc relacja z Musikmesse 2011 będzie znacznie mniejsza objętością, ale bardziej treściwa. Wszystko, czego nie będzie w tekście, znajdziecie na zdjęciach. A jeśli czegoś nie bedzie na zdjęciach, cóż... widocznie nie było warte uwagi ;) Zapraszamy na pierwszą część relacji z kolejnej edycji targów muzycznych Musikmesse we Frankfurcie.

Zanim zaczniemy, kilka słów wprowadzenia w klimat. W ubiegłym roku po raz pierwszy mieliśmy okazję być na imprezie tego kalibru, więc zachowywaliśmy się jak dzieci wpuszczone do ogromnego sklepu z darmowymi słodyczami. Wszystko było nowe i fascynujące, co przebijało się zresztą w całej naszej relacji. Dziś jesteśmy starsi, mądrzejsi, bardziej marudni oraz zdecydowanie bardziej cyniczni, więc ekscytacja targami była znacznie mniejsza. Mniejsze też były same targi, i to dość zauważalnie. Nie zamierzamy także opisywać rzeczy które pojawiły się w naszych relacjach rok temu. Wiele firm miało te same stoiska, w tych samych miejscach i nie oferowało nic nowego, więc tutaj odpuścimy sobie słowotok. Ekonomia pisania, sami rozumiecie.
Nie odmówimy sobie za to przyjemności opisania kilku rzeczy, które uniosły nam brew lub wprawiły w radosny nastrój przedświąteczny. A momentów takich było więcej niż kilka, więc lecimy!

[title] Na początek polski akcent, i wg nas, jeden z najważniejszych newsów targowych - Laboga wypuszcza na rynek nowy wzmacniacz. I to jaki wzmacniacz! The Beast jest lampowym piecem o kompletnie nowej konstrukcji  (żadnego powielania schematu Raduli/Hector/whatever). Mały, agresywny amp o mocy 8/15 W (przełączanie podobne jak w Orange Tiny Terror), zasilany lampami EL84 i dający aż nadto użytecznego gainu. Konstrukcja jest dwukanałowa, kanał czysty obsługuje jednynie gałka głośności oraz aktwny sweep EQ (bardzo efektywna regulacja nasycenia dołem i górą), kanał przesterowany natomiast ma dwupasmową korekcję (góra i dół, środka jest w sam raz) oraz standardową regulację gainu.. Wzmacniacz wyposażony jest w recording output, umieszczony za końcówką mocy (na pokładzie znajduje się emulacja paczki, służąca jednocześnie za sztuczne obciążenie końcówki mocy). Dostępny będzie zarówno w wersji head, jak i combo 1x12. My testowaliśmy wersję head, podłączoną do paczki 4x12 i moi drodzy, jak ten piec dmucha! Premiera już wkrótce, ceny mają być bardzo przystępne. Jeśli ktoś szuka niedużego i dość uniwersalnego wzmacniacza, radzimy poczekać jeszcze chwilę i przetestować The Beast. Dobrze radzimy.


[title] Cyan to marka, z którą spotkaliśmy się w ubiegłym roku po raz pierwszy, a zainteresowaliśmy się nią głębiej ze względu na edorsera - pana Breta Hindsa z Mastodona oraz atrakcyjny wygląd ich instrumentów. Zeszłoroczne targi przyniosły nam barytona z tej stajni, wraz ze stwierdzeniem właściciela, że to jedyna sztuka, i jeśli się nie sprzeda, to pozostanie w rodzinie. Cóź, w tym roku na stoisku były już cztery barytonówki, a także wzmacniacz Diezla (w ubiegłym roku Marshall, o ile mnie pamięć nie myli TSL). Całkiem niezły postęp muszę przyznać. Prezentowane gitary widniały w dwóch wykończeniach - ciemny grafit oraz wygładzana ściana koloru kawy z mlekiem. Barytony były superwygodne i wykonane na naprawdę najwyższym poziomie (cena także ;)).

[title] Gibson... Wspominam o tej firmie z jednego powodu. W zeszłym roku stoisko Gibsona było ładnym muzeum. W tym roku oddano w ręce gitarzystów całkiem pokaźny przekrój produktów tej firmy. Od jazzowych ESek, przez SG i Explorery, aż po Les Paule wszelkich możliwych wariantów. I tutaj się zatrzymamy. Naszą uwagę przykuły dwa modele: Buckethead Studio LP oraz (uwaga uwaga) BFG. Tak dzieci, wygląda na to, że Big Fuckin Guitar znów będzie dostępna. Teraz złe wieści. Młodszy Podredaktor Musza donosi, że sygnatura Bucketheada nie zrobiła na nim specjalnego wrażenia, szczególnie pod względem wykonania. BFG natomiast wyposażony był w mostek ruchomy, zawieszony na dwóch sprężynach, co skutecznie uniemożliwiało nastrojenie tej gitary. O walorach estetycznych wypowiadać się nie będę - polecam przyjrzenie się zdjęciu korpusu (jaki pijany stażysta wycinał otwory na przetworniki ja się pytam??!!). Walorów brzmieniowych nie będziemy oceniać - do testowania gitar służyły Voxy Amplug, co tak naprawdę pozwalało skutecznie sprawdzić jedynie to, czy układ elektryczny w ogóle działa.

[title] Jedną z najgorętszych dla sevenstringowców informacji w tym roku było wypuszczenie przez Mayonesa na rynek ośmiostrunowych modeli serii Regius. Widzieliśmy, macaliśmy, ogrywaliśmy. Jest dobrze :) Na targach udostępniono obie wersje instrumentu: z mostkiem hardtail i z tremolo Kahlera. Do rewelacyjnego wyglądu Mayo już nas zdążyło przyzwyczaić, oba instrumenty były wykończone perfekcyjnie, grało się na nich dość wygodnie, brzmieniowo były także niezłe. Mnie osobiście bolały za cienkie struny. Ósma struna była zdecydowanie za mało naprężona, co wpływało na nierówne wybrzmiewanie całości setu. Do fabrycznego setupu przydałyby się jakieś 70tki. Poza tym instrumenty zdecydowanie godne polecenia. Poza ósemkami z którymi spędziliśmy kilka długich i upojnych chwil, pojawiły się instrumenty w naprawdę mistrzowskich wykończeniach (co widać na zdjęciach) oraz... stand z Mishą Mansoorem. Fani djentu wiedzą już jaki instrument należy zakupić ;)

[title] W tej części relacji stawiamy głównie na Europę, i kolejna firma na liście także pochodzi z naszych okolic. A konkretnie z Niemiec :) Palmer, czyli gitarowy dział firmy dystrybucyjnej Adam Hall jest firmą której w zeszłym roku poświęciliśmy osobny artykuł, teraz więc ograniczę się do zanotowania jednej nowinki. Właściwie to do jednego prototypu, który mieliśmy okazję przetestować oraz zamienić parę słów z jego twórcą. Mowa o małym wzmacniaczu lampowym, o wdzięcznej nazwie Drei (z niemieckiego "Trzy"). Nazwa jest bardzo znacząca - końcówka mocy jest bowiem zasilana trzema różnymi typami lamp (po jednej sztuce EL84, 6L6 oraz 6M6), których udział w brzmieniu można regulować za pomocą oddzielnych potencjometrów. Maksymalna moc pieca to 15 W, konstrukcja jest jednokanałowa z tym, że nie ma on w zasadzie barwy czystej. Brzmieniowo jest bardzo interesujący dla miłośników brudnego i grzmotliwego brzmienia. Jest słodki jak chrzęst tłuczonego szkła na asfalcie (jakby to ujął wieszcz czy inny poeta). Wzmacniacz który miałem przyjemność ogrywać był jedynym prototypem, wdrożony zostanie do produkcji najprawdopodobniej w połowie roku, a jego cena ma oscylować w okolicy 800 euro.

[title] Miłe zaskoczenie spotkało nas na stoisku znanego polskiego producenta sprzętu basowego, firmy Taurus. Panowie zaprezentowali wzmacniacz przeznaczony dla gitary, w całości umieszczony w podłogowej obudowie rozmiarów multiefektu w stylu Digitecha GNX. Preamp jest lampowy, końcówka tranzystorowa. Zakres brzmień predystynuje go do grania rockowego i bluesowego. Jeśli ktoś naprawdę musi się poniżać, można na nim ukręcić ładne brzmienie a'la lata 80te ;) Zwraca uwagę naprawdę dobra dynamika i czułość na artykulację. Póki co, nie mamy żadnych pewników na temat premiery wzmacniacza i jego ceny, ale trzymamy rękę na pulsie.

[title] W pędzie targowym przyhamowaliśmy na chwilę na małym stoisku, z dziwnie wyglądającymi gitarami. Dziwny wygląd dał się wytłumaczyć łatwo, ale wytłumaczenie sprawiło, że wsiąkliśmy na dłuższą chwilę. Otóż firma Zeal specjalizuje się w produkcji gitar wykończonych tak niestandardowymi materiałami jak, stal, chrom, aluminium czy... cement. Miła i fachowa obsługa udostepniła nam instrumenty i udzieliła odpowiedzi na kilka nurtujących nas pytań natury technicznej. Resztę sprawdziliśmy w boju na gitarach wykończonych czymś co wyglądało jak żeliwo ;) i rzeczonym cemencie. Odczucia mamy odrobinę mieszane. Instrumenty wykonane są bardzo dobrze, osprzęt jest topowy, sustain dość niewiarygodny. Dawno nie mogłem użyć tego durnego określenia "instrument śpiewa" i było mi z tym całkiem nienajgorzej. W tym wypadku jednak uniknąć się go nie da - wiolinowe struny po prostu śpiewają. Gorzej sprawa miała się z łupaniem riffów, tutaj mieliśmy zgodne wrażenie, że dźwięk jest mało dynamiczny i "ściśnięty" (w niezbyt dobrym znaczeniu tego słowa). Ceny plasowały się na poziomie "zaszalejmy i kupmy sobie lutnicze wiosło" (siódemka kosztowała 4200 euro), co nie wróży oszałamiającej kariery rynkowej. Jednak pozycja godna zauważenia, chociażby jako ciekawostka, bo czego to panie ludzie nie wymyślą.

Jak widzicie, marudzenie na początku było  trochę przesadzone, jak się poszukało to jednak można było znaleźć parę fajnych zabawek. Więcej słów krągych i beztroskich już wkrótce!

 

Skomentuj artykuł na forum.