Kategoria: Artykuły
Nieokiełznane siły oceanu rzuciły się ze ślepą furią w głąb lądu. Ludzie w panice umykali przed straszliwym losem, usiłując ratować dobytek i życie… Ehm, wróć. Nie ten artykuł… Wracamy do naszej relacji z Musikmesse 2011 :)
Nasi stali czytelnicy wiedzą, że w ubiegłym roku heroiczna wyprawa hobbitów zakończyła się sukcesem. Po epickiej walce z materią rzeczywistości, waleczne maluchy dotarły do kresu swej wędrówki i... W tym roku damy im odpoczać :) Pogodziliśmy się z faktem, że w dziedzinie wielotomowych dzieł nie wygramy z Tolkienem, więc relacja z Musikmesse 2011 będzie znacznie mniejsza objętością, ale bardziej treściwa. Wszystko, czego nie będzie w tekście, znajdziecie na zdjęciach. A jeśli czegoś nie bedzie na zdjęciach, cóż... widocznie nie było warte uwagi ;) Zapraszamy na pierwszą część relacji z kolejnej edycji targów muzycznych Musikmesse we Frankfurcie.
Drodzy czytelnicy, mam dla Was dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra jest taka, że niżej podpisany najwyraźniej przejawia zdolności prekognicyjne. Zła jest taka, że objawiły się one w kontekście przyszłości targów Music Media. Dla przypomnienia, cytat z podsumowania zeszłorocznej edycji tej imprezy: „Brak dużych firm, oferujących najważniejsze marki na rynku wyraźnie osłabił targi. Jeśli największa impreza targowa w Polsce jest okazją jedynie dla młodych lub posiadających nieduży udział w rynku firm, nie można oczekiwać niczego dobrego w przyszłości. Mam nadzieję, że wniosek ten wyciągną także organizatorzy Music Media. Inaczej przyszłość tej imprezy widzę w bardzo ciemnych kolorach.” Czeka Was zatem bardzo krótka relacja z tegorocznych targów.
Zawsze uważaliśmy, że jako Głos Ludu, powinniśmy promować godne uwagi marki rodzime. Nie dlatego, że są rodzime, ale dlatego, że godne. Kiedy więc jeden z naszych Tajnych Współpracowników doniósł nam w dyskrecji o małym warsztacie produkującym wzmacniacze gitarowe, poczuliśmy się w obowiązku zbadać sprawę. Zwłaszcza, że warsztat ów znajduje się o rzut beretem od naszego redakcyjnego leża. Szybkie rozpoznanie walką i już wiedzieliśmy, że temat warto zgłębić dokładnie. Zebraliśmy więc wszystkie siły, ściągnęliśmy posiłki z Podkarpacia, i w pełnym składzie oraz rynsztunku bojowym wyruszyliśmy na podbój Lublińca.
Dzielne hobbity szły, szły i szły. Aż doszły. „Chlup” zrobił pierścień, wrzucany w gorące wnętrze Orodruiny. W tej chwili czuję z nimi duchową wieź. Po przebytych kilometrach dotarliśmy do kresu naszej wycieczki, i to już koniec naszej relacji targowej (nareszcie! Zakrzyknął chór Tych-Którzy-Wytrwali_Do-Teraz). Do jej napisania zużyto kilowaty energii, dwie klawiatury, 60 litrów piwa i dwie duże ramy fajek. Efektem jest kilkanaście stron tekstu oraz jeden głupawo uśmiechnięty redaktor, w stanie skrajnego upojenia radością z zakończenia dzieła. Tak więc – ostatnia część relacji z tegorocznych targów Musikmesse przed Wami.
Lojalnie uprzedzam drogich czytelników, że poniższy artykuł nie ma nic wspólnego z bezstronnym i wyważonym dziennikarstwem. Autor płynie bowiem na fali miłości do kilku produktów prezentowanej firmy, i jako taki będzie słodził, chwalił, wynosił pod niebiosa oraz ogólnie zachowywał się w sposób niegodny korespondenta wojennego. Skoro już ustaliliśmy założenia, kierujące mną przy pisaniu tego artykułu, przejdźmy do sedna sprawy. Shall we?
Jedną z najciekawszych osób, jakie poznaliśmy na targach, niewątpliwie był Erik Eskildsen – gitarzysta grający na stoisku firmy Touch Guitars. Wyłowił nas z tłumu zwiedzających, zaprosił do swojego królestwa i opowiedział o instrumentach dla taperów i touchstyleowców więcej, niż chcielibyśmy wiedzieć ;)